Krótka historia pewnej reformy
Zwolennik likwidacji małych sądów próbował zarazić swoim pomysłem kolejnych ministrów sprawiedliwości, aż wreszcie trafił na pozytywną szajbę Gowina – pisze sędzia Mariusz Królikowski.
Dobiega końca epopeja likwidacji małych sądów w tzw. reformie Gowina. Na mocy uchwalonej w marcu ustawy minister sprawiedliwości ma obowiązek przywrócić co najmniej 41 sądów zlikwidowanych 1 stycznia 2013 r.
Warto przypomnieć, że całe zamieszanie było efektem pomysłu pewnego warszawskiego sędziego delegowanego do Ministerstwa Sprawiedliwości (szczęśliwie wrócił już do orzekania), który za rządów ministra Ziobry uznał, iż należy zmniejszyć różnice między sądami największymi i najmniejszymi, najlepiej poprzez likwidację tych drugich.
Przez kilka lat pomysłodawca bezskutecznie próbował zainteresować swoją koncepcją kolejnych ministrów. Wreszcie funkcję ministra sprawiedliwości objął polityk obdarzony „pozytywną szajbą" (cytat z premiera Tuska), który uznał, iż na pomyśle likwidacji sądów może budować osobistą popularność.
Oglądał „Orły Temidy"
Jarosław Gowin, bo to o nim mowa, polecił rozpocząć intensywne prace nad wdrożeniem reformy. Jednocześnie rozpoczął akcję propagandową, mającą uzasadnić zmiany. Podstawowym celem zniesienia małych sądów miała być likwidacja lokalnych sitw i układów, które ulokować się miały właśnie w najmniejszych jednostkach, liczących do dziewięciu etatów sędziowskich. Oczywiście nie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta