Mit demokracji nieliberalnej
Wzrost znaczenia populistycznych ruchów prawicowych nie jest jedynie korektą demokracji, ale śmiertelnym dla niej zagrożeniem. Jeśli wyłącznie populista ma prawo reprezentować lud, po co potrzebne są nam inne partie czy wolna prasa? – pisze publicysta „Krytyki Liberalnej"
Wśród wielu paradoksów, rządzących współczesnym życiem politycznym, jednym z najbardziej charakterystycznych jest ten, że to – zwykle otwarci na zmiany – liberałowie ostrzegają dziś przed rewolucją, a konserwatyści z radością wyczekują obalenia dotychczasowego porządku.
Przykładem drugiego z tych zjawisk jest tekst Michała Kuzia opublikowany w magazynie „Plus Minus" 22 kwietnia 2017 roku. Autor wyśmiewa w nim wszystkich twierdzących, że „w globalnej polityce dzieje się coś przerażającego [...] coś, co bez mała zagraża całej zachodniej cywilizacji lub ludzkości w ogóle". To nieprawda, mówi i stwierdza, że oszałamiająca kariera Donalda Trumpa w Stanach Zjednoczonych, Marine Le Pen we Francji, czy zwolenników Brexitu na Wyspach nie tylko nie jest zagrożeniem, ale wręcz sygnalizuje powrót do normalności. Nienormalne było bowiem to, „co nas spotkało w niepełnym dwudziestoleciu pomiędzy upadkiem komunizmu a kryzysem finansowym" z 2008 roku. W ciągu tych dwóch dekad „wyczerpały się dawne paradygmaty i polityczny spór działał niejako na jałowym biegu". Obecnie prawdziwa polityka powraca w wielkim stylu, co też Michał Kuź ogłasza nawet w tytule swojego artykułu („Wielki powrót polityki"). Trudno jednoznacznie powiedzieć, czy autor wita tę zmianę z entuzjazmem, ale z pewnością jest jej ciekawy i jej się nie obawia. Swój pogląd opiera jednak...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta