Szóste kryterium, czyli euro a sprawa polska
Grzegorz W. Kołodko Ze względów ekonomicznych do euro nadajemy się bardziej niż kiedykolwiek, natomiast do Unii jako takiej mniej niż kiedykolwiek. Co z tym zrobić?
W PRL przekomarzaliśmy się, że o cenach można jak o miłości – bez końca. Wszyscy się na tym znali, każdy miał coś do powiedzenia, a trudności się piętrzyły, problemy się wlekły. Podobnie jest obecnie z euro, tym wielkim projektem europejskim, który jakże istotnie dotyczy również Polski, czyli nas wszystkich. Dyskusje dotyczące euro okresowo się ożywiają, zarówno w państwach je używających, których jest więcej niż tylko 19 członków Unii Europejskiej, jak i tych spoza tego obszaru. Oczywiście, najżywsze są w krajach, które według jednych muszą wprowadzić euro, zdaniem innych mogą, a w opinii jeszcze innych nie muszą i choć mogą, to nie powinni. I końca tych sporów nie widać.
Zbyt silny złoty osłabia gospodarkę
Po mojej wypowiedzi w telewizji „Rzeczpospolitej", przytoczonej w skrócie w druku („Euro to też zysk polityczny", 5 stycznia 2018 r.), jeden z internautów napisał: „Wydaje mi się, że do artykułu wkradł się błąd: »Partnerzy, do których eksportujemy, będą chcieli, żeby złoty był jak najmocniejszy«. A nie najsłabszy? Im tańszy złoty, tym taniej przecież zaimportują". Tak, ale kraje, do których eksportujemy, preferują własną produkcję, nakręcanie swojej koniunktury. Jeśli złoty jest słaby, to ich import z Polski jest tani, ale zarazem bardziej konkurencyjny dla ich krajowej produkcji. I odwrotnie;...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta