Ratunek nazywa się Biden
Putin swoją brutalną agresją dał szansę Zachodowi, aby Rosja straciła status wielkiego mocarstwa. USA z niej skorzystały – pisze politolog.
Pamiętam, gdy w grudniu 2010 r. znaleźliśmy się w Gabinecie Owalnym Białego Domu i nagle wszedł również wiceprezydent Joe Biden, którego udział w rozmowach nie był przewidywany. Żachnąłem się żartobliwie: „Była ustalona formuła 1+5 po obu stronach” (prezydent plus pięć osób delegacji). Barack Obama odpowiedział z uśmiechem, że Joe chciał się spotkać z polskim prezydentem i dowiedzieć się, co Polacy myślą o polityce Rosji. Prezydent Bronisław Komorowski przekonywał, że sojusz atlantycki musi zmniejszyć swoje zaangażowanie w operacje „out of area”, a skupić się na tradycyjnej funkcji związanej z art. 5 traktatu, czyli na obronie terytorium państw członkowskich, właśnie z uwagi na rosnącą agresywność polityki Rosji.
Po Obamie nastał Donald Trump, który – jak wiemy – rozważał ze swymi doradcami, jak wyprowadzić USA z NATO. Na szczęście nie zdążył. Prezydent Biden po zwycięstwie wyborczym odnowił „zaślubiny” z sojuszem, potwierdzając fundamentalne znaczenie art. 5 i gotowość USA stania na jego straży. I bardzo szybko dostał od Putina okazję, aby udowodnić to w praktyce. Jak żaden z prezydentów USA po zimnej wojnie musiał się zmierzyć z otwartą, imperialną agresją nuklearnego mocarstwa na kraj w bezpośrednim sąsiedztwie sojuszu. I to mocarstwa, które oskarżało NATO i cały Zachód o „wymuszenie” na nim tej wojny.
...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta