Ameryka traci rozsądek
Rozmowa z Dickiem Armeyem
Rz: Za ustawą o wykupie złych aktywów opowiadał się prezydent, sekretarz skarbu, prezes Rezerwy Federalnej, przywództwo obu partii w Kongresie, a także obaj kandydaci na prezydenta. A mimo to ogromna część społeczeństwa, powiedziała: nie! Czy nie jest to oznaka choroby amerykańskiej demokracji? Czy to nie ona znajduje się w największym kryzysie?
Dick Armey: Nie wydaje mi się. Demokracja polega na tym, że w ostatecznym rozrachunku przeważa wola narodu. Moim zdaniem najbardziej reprezentatywną instytucją w tym kraju jest – zgodnie zresztą z nazwą – Izba Reprezentantów USA. Krótkie, dwuletnie kadencje zmuszają zasiadających w niej polityków do tego, by być w nieustannym, bliskim kontakcie z wyborcami, słuchać ich opinii. Nie mają luksusu stabilnej, pewnej posady, która izoluje od społeczeństwa. Muszą słuchać, co mówią prawdziwi, normalni ludzie, a ci ludzie mówią im: to zła ustawa, nie powinniśmy jej przyjmować. Mamy więc do czynienia z sytuacją, w której siły demokracji reprezentatywnej działają przeciwko spanikowanemu establishmentowi, próbując okiełznać jego działania.
Uważa więc pan, że ostrzeżenia tego establishmentu są grubo przesadzone, że Ameryce nie groziłby bez tej ustawy gospodarczy krach?
Nie ma nic bardziej przesadnego niż pełne czarnych, posępnych wizji przepowiednie i prognozy polityków,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta