Za pośpiech możemy słono zapłacić
Klient uważnie studiuje w banku dokumenty, które ma podpisać. Albo zabiera je do domu, żeby spokojnie przeczytać i skonsultować ze znajomym. Potem zadaje mnóstwo pytań. Tak powinno być, ale zdarza się rzadko
Na dziesięć skarg zgłaszanych przez klientów na banki osiem – dziewięć wynika z tego, że klienci nie przeczytali umowy. To powszechne zjawisko. Wiele osób, zaciągając kredyty, podpisuje dokumenty, nie czytając ich. Pośpiech, lęk przed nieznaną terminologią, a czasami zwykła ignorancja powodują, że potem trzeba słono zapłacić za niedopatrzenie, przeoczenie, niezrozumienie.
Usprawiedliwienia zawsze są te same: spieszyliśmy się, była kolejka, język umowy był zupełnie niezrozumiały. Aż się cisną wtedy pytania. Czy ktoś państwa zmuszał do podpisania tej umowy? Czy ktoś bronił zapytać o to, czego państwo nie rozumieli?
Niestety, żadne tłumaczenia nie pomogą. To, że nie przeczytaliśmy umowy, nie zrozumieliśmy jej, nie zwalnia nas z obowiązku przestrzegania jej zapisów. Tak jak nieznajomość zasad ruchu drogowego nie zwalnia z odpowiedzialności za popełnione wykroczenie.
Dlatego przyjmijmy jako regułę, że zawsze czytamy to, co podpisujemy. I pytamy, jeśli czegokolwiek nie rozumiemy. Bez skrępowania czy poczucia, że nie wypada nie wiedzieć.
Umowy piszą prawnicy. Mają do tego przygotowanie merytoryczne, co nie oznacza, że są nieomylni. Ponieważ reprezentują instytucję udzielającą kredytu, tak konstruują umowę, by przede wszystkim zabezpieczyć jej interes prawny i ekonomiczny. Czasami przesadzają. Można to stwierdzić choćby na podstawie „Rejestru klauzul niedozwolonych”, prowadzonego przez Urząd...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta