POPiS-owe zarzynanie samorządów
Wielu kandydatów trafia na listy wyborcze nie wskutek szczególnej aktywności w swoim mieście, ale w wyniku szczególnych układów z władzami partii – pisze publicysta „Rz”
Silne samorządy i silni działacze samorządowi są niewygodni dla partyjnych przywódców. W polskich samorządach partie realizują wyłącznie interesy swoich szefów, którzy stoją wyżej w partyjnej hierarchii. O idei oddawania władzy ludziom na szczeblu lokalnym wszyscy zdążyli już zapomnieć. Doskonale widać to w rozpoczynającej się właśnie kampanii przed wyborami samorządowymi.
Zarówno Prawo i Sprawiedliwość, jak i Platforma Obywatelska traktują te wybory jako taki sam bój polityczny jak wybory do Sejmu, Senatu i na urząd prezydenta. Samorządy są im potrzebne o tyle tylko, o ile mogą wzmocnić ich ugrupowania. Obie partie są zainteresowane uzyskaniem jak najlepszego wyniku w wyborach do sejmików wojewódzkich, bo tam sposób głosowania jest najbardziej zbliżony do parlamentarnego. Układ w sejmikach może więc odzwierciedlić realne poparcie dla partii.
O co więc chodzi? O demonstrację siły przed zasadniczym starciem. Centrale partyjne mają w głębokim poszanowaniu stan naszych domów, ulic i szpitali. Nie obchodzi ich też to, jak działają ich burmistrzowie i radni. Oczywiście dopóki, dopóty nie wybuchnie jakaś afera. Albo nie nadejdzie czas wyborów. A ponieważ właśnie zbliżają się wybory samorządowe, władze PO i PiS raczyły się nimi zainteresować.
...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta