Stu senatorów ze stu okręgów
Dotychczasowa ordynacja wyborcza do Senatu przynosiła zabawny efekt. Co kadencję mieliśmy nieproporcjonalnie dużą grupę senatorów o nazwiskach zaczynających się na litery A, B i C – pisze senator PO
Zbigniew Romaszewski swój artykuł „Partyjne sztuczki z ordynacją” opublikowany w „Rzeczpospolitej” rozpoczął stwierdzeniem: „Prawie bez echa i publicznej dyskusji przeszła radykalna zmiana ordynacji wyborczej do Senatu”. To prawda. Ale już z drugim zdaniem: „Zmiana ta stanowi poważny zamach na demokrację”, zgodzić się nie sposób. Podobnie jak z wieloma następnymi tezami.
Odkształcenie wyniku
Przypomnijmy dla porządku, że do tej pory, czyli do uchwalenia nowego kodeksu wyborczego, wybory do Senatu odbywały się według ordynacji większościowej w okręgach wielomandatowych. Stu senatorów wybierano w 22 okręgach dwumandatowych, w 16 okręgach trzymandatowych oraz dwóch okręgach czteromandatowych (Warszawa oraz Kraków z okolicami).
Teza Romaszewskiego o naginaniu kształtu okręgów jest chwytliwa, ale nie sposób jej obronić
Wyborca dysponował liczbą głosów odpowiadającą ilości mandatów w okręgu. Taką ordynację zwykło się nazywać systemem głosowania blokowego. To system bardzo rzadko stosowany na świecie. Obecnie jest on używany w takich krajach, jak Kuwejt, Laos, Liban czy Syria. Do roku 1997 stosowany był przy wyborach parlamentarnych w Tajlandii i na Filipinach.
To, że wyborca dysponuje dwoma, trzema czy czterema głosami, nie oznacza, że musi je wykorzystać. Mamy tu do czynienia zarówno ze zjawiskiem...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta