Kto powinien się wstydzić
Prawda nie leży pośrodku. Trzeba się czasami namozolić, by ją odłupać od interpretacji i fałszu. Tak jest i w przypadku dokumentów z biurka Kiszczaka – pisze publicysta „Rzeczpospolitej".
Są rzeczy na niebie i na ziemi, o których się filozofom nie śniło" – mawiał William Szekspir. Teza ta potwierdza się dziś między Odrą a Bugiem w całej rozciągłości.
Pani Maria Teresa Kiszczak zrobiła dobry początek, czyli – jak teraz określają to (chyba nienawistnie) rządzący Polską – „dobrą zmianę". Czy będzie jeszcze ciąg dalszy? Czy inne panie i inni panowie – żony, córki, synowie oraz bliscy dygnitarzy komunistycznych, najczęściej osadzonych za dawnych lat w „wiadomych resortach", zechcą kontynuować prekursorską strategię odsłaniania kart historii i pokazywania prawdy? Chyba jednak nie.
Może trzeba im jakoś skutecznie pomóc? Padają różne opinie. Jak zwykle jedni są za, inni przeciw. Sporo jest oczywiście też takich, którzy są i za, i przeciw. To często spotykana postawa – ludzie przestają szukać prawdy, bo co im po niej. Nie nakarmi przecież – myślą po cichu. Ale – jak powiedziałby dawny kolega z podstawówki: „Do k... nędzy, ile można żyć w kłamstwie? Dziesięć lat – no może, ale nie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta