O powołaniach sędziów Sądu Najwyższego do różnych gremiów
Od kilku lat odnoszę nieodparte wrażenie, że niektórym sędziom wolno więcej, innym zaś znacznie mniej, o ile w ogóle wolno im cokolwiek. Zaiste, trudno doszukać się w tym rozumowaniu spójności i logiki.
W związku z delegowaniem mnie przez ministra sprawiedliwości do pełnienia zaszczytnej funkcji dyrektora Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury (KSSiP) pojawiły się głosy, iż sędzia Sądu Najwyższego funkcji takiej pełnić nie może, a zatem kolejny minister musi mnie odwołać. Wśród podważających dopuszczalność delegowania sędziego Sądu Najwyższego do pełnienia funkcji dyrektora KSSiP znalazł się ostatnio sędzia tego sądu Włodzimierz Wróbel, upubliczniający swoje tezy na ten temat na Facebooku.
Zaprezentowane zarzuty wymagają reakcji, tym bardziej że nie jestem pierwszym sędzią Sądu Najwyższego pełniącym funkcję dyrektora KSSiP, a ponadto, od wielu lat liczni sędziowie SN byli i wciąż są powoływani przez premierów i ministrów do pełnienia różnych zaszczytnych funkcji, a zatem konieczne staje się pochylenie nad ich statusem i skutecznością tak wielu aktów nominacyjnych.
Wiedzą to studenci I roku prawa
Na czoło argumentów natury prawnej przemawiających za rzekomą niedopuszczalnością delegowania sędziego SN wysuwa się przede wszystkim ten, że ustawa o Sądzie Najwyższym nie zawiera przepisów o delegowaniu.
Wiąże się to z drugą tezą, iż z kolei ustawa o KSSiP nakazuje zawieszenie dyrektora Szkoły w razie wszczęcia wobec niego postępowania dyscyplinarnego (jako sędziego) na zasadach unormowanych w ustawie – Prawo o ustroju...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta