Ataki mnie mobilizują, a w ratuszu uczę się wszechstronności
W niedzielę minie rok od dnia prezydenckiego ślubowania Hanny Gronkiewicz-Waltz. Dziś „Rzeczpospolitej” mówi o planach prywatyzacji miejskich spółek i niechęci do konkursów na dyrektorów w ratuszu
Rz: Najgorszy dzień w ciągu tego roku, w którym poczuła pani, że ma dość pracy w mieście?
Hanna Gronkiewicz-Waltz: Jeden z gorszych to była sobota, gdy usłyszałam w radiu o awanturze z oświadczeniem męża i możliwych konsekwencjach dla mojego mandatu (wojewoda zagroził jego wygaszeniem i nowymi wyborami prezydenta – red.).
Pomyślała pani sobie wtedy: „Rany boskie, co ja zrobiłam!”?
Nie. Kompletnie mnie to zaskoczyło i na początku nie rozumiałam, o co chodzi. Nikt racjonalnie myślący nie podejrzewał, że współmałżonek prezydenta musi złożyć kwit wcześniej niż on sam.
Musi pani przyznać, że pomysł przeniesienia Stadionu Narodowego to był niewypał.
W tej sprawie zapanował chaos informacyjny. I przyznaję, że też się do niego przyczyniłam. Ale moim zdaniem budowa stadionu na błoniach jest złym pomysłem. Nauczyłam się w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju, że najpierw się analizuje kilka możliwości, a później wybiera najlepszą. A tu analiz zabrakło. Ale temat stadionu stał się przedmiotem publicznej debaty i to może pomóc sprawie.
Ale w ten sposób rodziły się pytania, co władze miasta, czy PO, chcą budować na tych terenach? Komu sprzedać atrakcyjny grunt?
Gdyby tam cokolwiek miało powstać, to najpierw musiałby odbyć się konkurs architektoniczny i publiczna debata. Wisła musi być otwarta dla mieszkańców, da się nad...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta