Donald, Kaczor i więcej nic
Jeśli liczbę partii wodzowskich ograniczy się do dwóch, to wcale nie oznacza, że z czasem owe dwie partie rozwiną się w formacje szerokie, łączące różne nurty i odcienie – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”
Polski system polityczny stabilizuje się, jesteśmy coraz bliżej systemu dwupartyjnego – słyszymy z różnych stron. Głoszący tę tezę wydają się nie mieć wątpliwości, że owa stabilizacja jest sukcesem i nawet, jeśli prawa, które do niej doprowadziły – proporcjonalna ordynacja wyborcza z pięcioprocentowym progiem i systemem liczenia forującym największych oraz budżetowe subsydia dla partii w proporcji do liczby zdobytych przez nie głosów – były troszkę niesprawiedliwe, to ucywilizowanie naszej polityki było tej ceny warte.
Ucieranie w partii
Jest to – najdelikatniej mówiąc – nieporozumieniem i chciejstwem. Od początku do końca. Nawet gdyby polska scena polityczna została całkowicie podzielona pomiędzy PiS i PO, to podobieństwo tej sytuacji do systemu dwupartyjnego w rozumieniu anglosaskim jest niezwykle powierzchowne.
Partie istniejące w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych to wielkie organizmy, zdolne do artykułowania, wyważania i ucierania w swym obrębie rozmaitych społecznych aspiracji, idei i ideologii. Istnieje w miarę wyraźna granica, mniej więcej pośrodku spektrum możliwych politycznych poglądów i postaw, która oddziela konserwatystów od laburzystów albo republikanów od demokratów. Granica zresztą podczas politycznych kampanii przesuwana – w USA ostatnie dwudziestolecie zmusiło demokratów do poważnego przesunięcia w...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta