Czas wojennego współistnienia
Lech Kaczyński będzie przyjmowany za granicą na bordowych chodnikach, będą uściski i uśmiechy, ale w polityce zagranicznej niczego wbrew rządowi nie osiągnie – pisze ekonomista i publicysta
Od zwycięstwa Platformy jednym z problemów, który przewija się w komentarzach, jest kwestia konfliktu prezydenta z premierem o politykę zagraniczną. Słychać opinie, że jak rząd nie ułoży się z Pałacem, to będą dwie polityki zagraniczne i ucierpi na tym Polska. Otóż rząd się najpewniej z prezydentem i jego bratem nie ułoży, bo to wymagałoby przyjęcia w stosunkach z zagranicą koncepcji i stylu Kaczyńskich. Ale nie będzie też samodzielnej polityki zagranicznej prezydenta. Będzie co najwyżej prezydencka awantura o politykę zagraniczną. I to nie Polska na tym straci, tylko prezydent.
Normalna Polska była w opozycji
Najpierw o kwestii jednego głosu w sprawach zagranicznych. Otóż, to nie może być najważniejsze. Nie ma dogmatu o wyłączeniu tej dziedziny z walki politycznej. Jeżeli daje się ją wyłączyć, to dobrze, ale ważniejsze jest, o jakiej polityce mówi się jednym głosem. Prowadzenie przez władzę złej polityki przy poparciu opozycji jest złem powiększonym.
To dobrze, że za rządów PiS słyszano na zewnątrz przeciwstawny tej partii głos o układaniu stosunków z innymi krajami. Platforma i szerzej opozycja nie miały obowiązku wspierać Prawa i Sprawiedliwości, bo nie uzgadniało ono z nimi polityki zagranicznej, jak zresztą żadnej. Brak uzgodnień z jednej strony skutkował brakiem zobowiązań po drugiej stronie.Głos opozycji utrudniał oczywiście sytuację PiS-owskiego...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta