Legenda stołecznego kosza mówi „pas”
Był najlepszym warszawskim graczem ostatnich dwóch dekad. Klub Skra, gdzie stawiał pierwsze kroki, już nie istnieje. Piotr Szybilski też ma dość. – Swoje zarobiłem i wygrałem. Teraz rodzina – zapowiada.
Gdy umawiałem się na rozmowę z Szybilskim, nie byłem pewny, czy rzeczywiście skończył już z graniem. Latem „Bilu” próbował się załapać do pierwszoligowego ŁKS Łódź. Bezskutecznie. Potem słuch o nim zaginął.
– Czy zakończyłem karierę? Pewnie, kilka lat temu. Ostatnio to granie było nie do końca zawodowe. Ale teraz to już naprawdę koniec – śmieje się „Bilu”.
Show na Wawelskiej
Jest połowa lat 80. Kolorowy Zachód powoli wypiera przaśny socjalizm, a na najwyższych szczeblach władzy decyduje się przyszłość narodu. Tymczasem niczego nieświadomy nastoletni dryblas biegnie przez mokotowskie podwórka. Gdzie tak pędzi? Na Łazienkowską.
– Zaczynałem swoją sportową karierę od pływania. Dwa lata trenowałem na basenach Legii, które dziś są już ruiną. Całkiem nieźle mi szło, byłem szybszy od wielu starszych kolegów. W pewnym momencie musiałem wybierać – albo dwa treningi dziennie, albo koniec z basenem. No i wybrałem (śmiech) – wspomina Szybilski.
Pływanie straciło duży talent, ale zyskała koszykówka. Na wyższego o dwie głowy od swoich kolegów „Bila” uwagę zwrócił trener Remigiusz Koć. To on namówił go do treningów.
– Trafiłem do Skry, bo moja podstawówka była przypisana do tego klubu. Potem poszedłem do liceum Słowackiego. ...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta