Policzek dla szefa niemieckiej dyplomacji
Berlin jest oburzony sposobem, w jaki Frank--Walter Steinmeier został potraktowany w Indiach. Proszę tu nie palić – zażądał jeden z pracowników Taj Hotel w Delhi od szefa niemieckiego MSZ. Indie wprowadziły bowiem niedawno zakaz palenia w miejscach publicznych. Upomniany zaciągnął się jeszcze dwa razy i posłusznie zgasił papierosa.
Ale nie ta uwaga wywołała oburzenie Niemców, lecz fakt, że czasu dla Steinmeiera nie znaleźli w Indiach ani prezydent, ani wiceprezydent. Spotkania z premierem i ministrem spraw zagranicznych ograniczyły się zaś do koniecznego minimum. Nie było również żadnej wspólnej konferencji prasowej.
Indyjski protokół uniemożliwił gościowi wygłoszenie przemówienia przed Bramą Indii, miejscu pamięci Hindusów poległych w wojnach. Na niczym spełzły też próby spotkania z Sonią Gandhi, szefową Indyjskiego Kongresu Narodowego. Do takiego traktowania gość z Niemiec nie jest przyzwyczajony.
“Indie to trudny partner”. “To postkolonialny kompleks” – mówiły osoby towarzyszące ministrowi. – Indie udowodniły, że bardziej interesują je kontakty z UE niż nawet z tak potężnym ekonomicznie krajem jak Niemcy – ocenia politolog Cornelius Ochmann. Według “Frankfurter Allgemeine Zeitung” Delhi dało do zrozumienia, że nie będzie słuchać ponagleń Berlina, by Indie priorytetowo traktowały sprawę ochrony klimatu.