Sukces, czyli koń trojański na targowisku próżności
Dziś ostatni odcinek cyklu wywiadów z postaciami ze świata kultury, które w mijającym roku wyraźnie zaznaczyły swoją obecność. Mówi Czesław Mozil, którego płyta „Debiut” była... debiutem roku.
Trzymasz się stwierdzenia, że Czesław się nie zmienił, zmieniło się jedynie postrzeganie go. A jednak trudno uwierzyć, że w 2008 roku twoje życie nie wywróciło się do góry nogami...
Czesław Mozil: Tak się stało, i to nie tylko gdy się patrzy z perspektywy roku, ale nawet paru miesięcy. To jak z domino – wystarczyło potrącić jeden klocek. Nagle dziennikarze pytają o zupełnie inne rzeczy. Zastanawiają się, gdzie jest ukryta ta ściema. Im lepiej coś się sprzedaje, tym bardziej postrzegane jest jako produkt marketingowy. Ja zawsze byłem osobą alternatywną. Kiedy jednak wszedłem na scenę w Palladium i spojrzałem na publiczność, poczułem, że brak jej obiektywizmu. Jeżeli coś dobrze schodzi, nie ma rady, musi być nie takie.
Dziwisz się? Jeśli mówimy o popularności, to wszedłeś klinem między Feel i Dodę. 50 tys. sprzedanych płyt to dziś naprawdę mocny strzał.
„Debiut“ odbił się echem szerszym, niż myśleliśmy. Wiem, że prowokuję mnóstwo ludzi. Nie wymądrzam się, niemniej mówię swoje. Taki luz jest ludziom potrzebny.
Część osób widzi luz, inni przekorę. Aha, ten facet mógłby brylować w Kongresowej, a gra w małym Mechaniku. W Stodole mógłby ludzi namówić do skakania, tymczasem postawił im krzesła...
Słuchacze nie mogą zrozumieć tego, że wolimy postawić na imprezy kameralne. Do głowy mi nie przyszło, że można to odebrać...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta