Zapraszamy do horroru
Studia filmowe wyprowadziły się już z Hollywood, ale kto tu przyjedzie, będzie mógł poczuć się jak na planie filmowym
Największe miasto stanu Kalifornia – Los Angeles – nazywało się kiedyś El Pueblo de Nuestra Senora la Reina de Los Angeles de Porciuncula i zamieszkane było przez... 44 osoby. Po 200 latach z nazwy ubyło kilka wyrazów, ale za to przybyło 12 milionów mieszkańców.
Zachodnią granicę miasta zamyka Pacyfik, obmywający wzburzonymi falami kilka pięknych plaż, rozsławionych telewizyjnymi serialami. Jednak uroda tych zadbanych, szerokich wstęg jasnoszarego piasku w niewielkim stopniu rekompensuje nieprzyzwoicie (jak na tę szerokość geograficzną) niską temperaturę wody. To dlatego aktorki z hollywoodzkich seriali wolą przechadzać się po plażach, niż zanurzać wdzięcznie w falach.
Centrum aglomeracji jest skupiskiem kilkunastu wieżowców, wyrastających wysoko ponad niską, sięgającą po daleki horyzont zabudowę reszty miasta, pociętego równomierną siatką szerokich, prostych ulic. Los Angeles jest ogromne i moim zdaniem wyjątkowo nijakie. Ale za to kilka kilometrów na północ od jego centrum znajduje się legenda filmowego świata – Hollywood.
Film prosto ze stajni
Pierwszy film w Kalifornii nakręcony został w 1909 r. jeszcze w Los Angeles – był to „Hrabia Monte Christo”. Jednak przybyły tu z Nowego Jorku w 1910 r. reżyser i producent David Wark Griffith zadecydował o założeniu studia osiem mil na północ od L.A., w niewielkim, podmiejskim osiedlu o nazwie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta