Listy do "Rzeczpospolitej": Żałoba w służbie polityki
Niedawno mieliśmy kolejną żałobę narodową. Śmierć zmasowana ponownie wzięła górę nad śmiercią rozproszoną. A cotygodniowe żniwo kilkudziesięciu osób ginących na polskich szosach nadal przechodzi bez echa. Zapomniano, że wobec majestatu przekraczania granicy życia wszyscy jesteśmy równi, niezależnie od okoliczności, jakie będą temu towarzyszyły. Rozpacz najbliższych też taka sama. W przypadku śmierci zmasowanej żenująca staje się gonitwa dygnitarzy państwowych: który pierwszy dotrze na miejsce tragedii, który w telewizji pokaże bardziej zbolałą twarz, który więcej obieca dotkniętym nieszczęściem, który prędzej nakaże wydrukować nekrologi z wyrazami współczucia itp. W II RP raz tylko ogłoszono żałobę narodową – po śmierci Marszałka Piłsudskiego. Żałobą narodową wtedy nie szafowano. Politycy wtedy byli innego formatu.
—Jerzy Zerbe, Poznań