Potter kończy w złym stylu
Pierwsza część finałowego odcinka sagi o nastoletnim czarodzieju jest najsłabszym filmem całego cyklu
Spece od promocji i marketingu w Hollywood są sprytnymi mugolami. Podzielili ekranizację „Harry’ego Pottera i insygniów śmierci” – ostatniego tomu sagi J.K. Rowling – na dwa odcinki. Pierwszy właśnie wchodzi do kin. Drugi będzie miał premierę w lipcu przyszłego roku. Zgodnie z oficjalną wersją ma to zadowolić potteromaniaków i jak najwierniej przenieść opasłą powieść na ekran. Rozczula mnie troska o samopoczucie fanów, ale ja w tę bajkę nie wierzę. Chodzi po prostu o kasę.
Zapraszając widzów na dwa seanse, łatwiej przecież podtrzymać koniunkturę na magię.
Nudny prolog
Biznes się kręci. Ekranizacje przygód nastoletniego czarodzieja są najbardziej dochodowym cyklem w historii kina – biją zyski osiągane z Jamesa Bonda, Indiany Jonesa, a nawet „Gwiezdnych wojen” George’a Lucasa. Nic więc dziwnego, że pożegnanie Pottera z widzami jest długie. Szkoda tylko, że mu nie służy.
W najnowszym filmie Harry opuścił mury hogwarckiej uczelni. Belfrowie już nie mogą nikomu pomóc. Profesor Dumbledore nie żyje, a krainę czarów opanowali słudzy Voldemorta. Przejęli nawet Ministerstwo Magii, które teraz wygląda jak biurokratyczny moloch totalitarnego reżimu. Harry musi uciekać.
W roli ściganego wypada mizernie. Wraz z Hermioną i Ronem błąka się między światem fantazji a rzeczywistością mugoli pozbawiony werwy. Przy okazji poszukuje tzw....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta