Jak prawnicy zastawiają sieci na internautów
Jarosław Lipszyc | O tym, dlaczego nie możemy dziś legalnie umieścić zdjęcia kotka na blogu, jak to zmienić i dlaczego tak groźny jest trolling prawnoautorski – opowiada prezes Fundacji Nowoczesna Polska w rozmowie z Katarzyną Borowską.
Rz: Organizacje pozarządowe, w tym Fundacja Nowoczesna Polska, walczą z tzw. trollingiem prawnoautorskim. Co to za zjawisko?
Jarosław Lipszyc: Trolling internetowy to masowe wysyłanie, zazwyczaj za pośrednictwem kancelarii, próśb o ugodę do osób, których adresy w taki czy inny sposób wpadły w ręce tych kancelarii. Oskarża się tych obywateli o niezgodne z prawem rozpowszechnianie różnorodnych utworów – zazwyczaj muzyki i filmów – i grozi im odpowiedzialnością karną.
Skoro jednak łamali prawo, to czemu wysyłanie propozycji ugody jest niewłaściwe?
Z reguły nie są to osoby podejrzane o popełnienie przestępstwa. W toku postępowania przygotowawczego często prawnik uzyskuje informację o tym, że pod danym numerem IP np. korzystano z programu, który umożliwia dzielenie się utworami z innymi internautami. Ale to nie wskazuje konkretnej osoby, tylko adres mieszkania. Nie musi to oznaczać, że właśnie właściciel mieszkania korzystał z tego programu. To jest trochę tak jak ze spamem. Prawnicy wysyłają pisma do 500 tysięcy osób w przekonaniu, że wśród tej rzeszy znajdą się tacy, którzy rzeczywiście złamali prawo. Albo nie złamali, ale słabo znają przepisy, więc zapłacą kwotę proponowaną w ugodzie ze strachu przed konsekwencjami. Po wysłaniu pół miliona wezwań taka kancelaria może uzyskać parę tysięcy...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta