Barca się nie zmienia
Football Club Barcelona to więcej niż klub piłkarski. To również wytwórnia mitów katalońskiego nacjonalizmu i piłkarskiej wyjątkowości. Niektóre z tych mitów są nawet prawdziwe
Bilet na półfinał Ligi Mistrzów Barcelona – Manchester United kupuję od Carmelo za 200 euro. Ma biuro w pięciogwiazdkowym hotelu Princesa Sophia w alei Diagonal, jakiś kilometr od boiska Camp Nou. Drugie biuro, bo to zasadnicze mieści się w kamienicy, w której mieszka. Na dole koło portierni wystawił dwa skajowe fotele i odrapany stolik. Przy nim dochodzi do transakcji, a nad wszystkim czuwa mama Carmelo, czarnowłosa chuda kobieta w trudnym do ustalenia wieku. Przemyka co chwila bokiem i odbiera papiery, na których synek notuje transakcje. Wygląda godnie i tajemniczo – jak Mortycja z rodziny Adamsów.
U Carmelo można kupić bilety na wszystkie imprezy sportowe na świecie, a już na pewno w Europie. Już oferuje np. wejściówki na mecze Polaków w mistrzostwach europy 2008. Jest przy tym całkowicie wiarygodny – jak powie, że coś ma, to ma – na mur-beton. Nikt się jeszcze na nim nie zawiódł. Ja też się nie zawiodę.
W dni meczowe Carmelo przesiaduje przy barze w Princessa Sophia. Podchodzę do niego, nerwowo rozgląda się dookoła. Nie wiem, czemu się tak denerwuje, przecież wszyscy wiedzą, czym się zajmuje. Oprócz oczywiście oddziału wygolonych na łyso, tłustych, wytatuowanych Anglików, których tu mnóstwo – barbarzyńcy w eleganckim hotelu piją piwo w oczekiwaniu na piłkarski mecz. Tak teraz wyglądają kulisy Ligi Mistrzów – wielobranżowego...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta