Polemiki: czy karać za kłamstwo oświęcimskie
Nie można, używając prawa, zmusić kogokolwiek, by pewne wydarzenia historyczne nazywał w określony sposób – dowodzi doktor w Katedrze Historii Doktryn Politycznych i Prawnych Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu
Tekst Aleksandry Gliszczyńskiej “Czy karać za kłamstwo oświęcimskie” (“Rz” z 12 kwietnia) wymaga polemiki: argument po argumencie.
Pierwszym jest przekonanie, że ściganie kłamstwa oświęcimskiego stanowi w Niemczech jeden z najistotniejszych elementów polityki historycznej.
Faktem jest, iż to właśnie Niemcy jako pierwsze państwo zaczęły karać za kwestionowanie Holokaustu. Faktem jest też, że to nasi zachodni sąsiedzi mają spore sukcesy w tzw. polityce historycznej. Żaden z tych faktów jednak nie jest argumentem przemawiającym za ściganiem kłamstwa oświęcimskiego.
Kto prowadzi politykę historyczną
Najmniej kontrowersji powinien budzić fakt, że to właśnie Niemcy uważają kłamstwo oświęcimskie za przestępstwo (na marginesie: jednym z celów prezydencji niemieckiej w UE było uregulowanie tego przestępstwa na poziomie unijnym). Ważniejsze jest błędne stwierdzenie, jakoby właśnie ten jeden przepis karny stanowił fundament polityki historycznej w Niemczech. Nic bardziej błędnego, ponieważ politykę historyczną prowadzą przede wszystkim obywatele, a dopiero potem państwo. Związek Wypędzonych czy Powiernictwo Pruskie nie są państwowymi organami, lecz obywatelskimi inicjatywami, które ciężką pracą i uporem uzyskały pozycję, jaką dziś zajmują. To głównie dzięki tym organizacjom obywatelskim podnoszone przez nich kwestie są jednym z podstawowych tematów publicznej...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta