A niech to synekdocha, czyli kląć ładnie
Rozmowa z Michałem Rusinkiem, autorem poradnika dla dzieci „Jak przeklinać”, o tym, jak można wymyślać nowe, zabawne słowa w miejsce wyświechtanych wulgaryzmów
Rz: W jakim wieku są pana dzieci?
Michał Rusinek: Natalka ma prawie dziewięć lat, Kuba cztery i pół roku.
Pamięta pan ich pierwsze przekleństwa, jakieś wulgarne słowa przyniesione z ulicy?
Właściwie nie. Może były takie słowa, ale mi umknęły. Natomiast dziś ulubionym przekleństwem Natalki jest „ty dziwolągu!” i jest to bardzo deprecjonujące, przynajmniej w jej ustach. Kuba zaś ciągle wymyśla coś nowego, lubi bawić się słowami. Jego przekleństwa są jednorazowe, stworzone tylko dla danej chwili, a potem zapominane.
Pamiętam jednak pewną niezręczną sytuację. Przeprowadzaliśmy się z rodziną do nowego bloku i tam na ścianach były różne napisy, głównie wulgarne. Córka już umiała czytać i spytała: „Tato, wiem, co to znaczy d..., ale co znaczy ch...?”. Odpowiedziałem szybko, że to taki skrót. Straciła zainteresowanie. I tej wersji się trzymamy.
Był pan zmieszany?
Oczywiście. Uratował mnie refleks. Tuwim i Słonimski proponowali kiedyś, żeby na dziecięce pytanie, skąd się biorą dzieci, odpowiadać szybko: „Z nadmanganianu potasu”. Gdy dorosną i przyjdą z pretensjami, że odpowiedź była nieprawdziwa, trzeba im wytłumaczyć, że źle usłyszały.
Ale „a niech to synekdocha!” lub „ty ciarko przechodząca” z pana poradnika wstydu nie przyniosą.
Absolutnie nie. Polecam. Zwłaszcza synekdochę, z którą często spotykam się w...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta