Zamiast reform będą cięcia trochę tu, trochę tam
Czy Tusk będzie musiał ciąć wydatki, aby zamknąć przyszłoroczny budżet – zastanawiają się ekonomiści. Większość z nich jest przekonana, że bez tego nie uda się utrzymać deficytu finansów publicznych poniżej 3 proc. PKB. A bez tego nie mamy co marzyć o tym, abyśmy w najbliższym czasie zamienili złote w naszych portfelach na euro.
Jest na to rada: wystarczy, aby rząd przy przygotowywaniu budżetu na 2009 rok przyjął identyczną zasadę jak rok wcześniej. Żadnych podwyżek, tylko niezbędne wydatki administracyjne. Tyle tylko, że w obliczu oczekiwań pracowników budżetówki i argumentów związków zawodowych mówiących o wysokim wzroście gospodarczym i galopujących zarobkach w przedsiębiorstwach trudno będzie to zrealizować. Wyjściem mogłyby być reformy, ale w te ekonomiści powoli przestają wierzyć. Niebawem wakacje, a potem praca nad budżetem. To nie jest czas na przygotowywanie systemowych zmian.
Rząd zmarnował pół roku na zapowiedzi reform, z których niewiele wychodzi. Teraz pozostaje mu tylko ścibolenie, aby utrzymać wydatki w ryzach i realizować ścieżkę obniżania deficytu finansów publicznych, którą sam przedstawił w Brukseli.