Co dwie głowy to nie jedna
Żaden nowy prezes piłkarskiego związku nie będzie miał tak dużej władzy jak Michał Listkiewicz w dniach swej największej potęgi
Gdy cztery lata temu w hotelu Sheraton Listkiewicz patrzył z podestu na salę pełną delegatów, mógł powiedzieć bez fałszywej skromności: „Polski futbol to ja”, był jedynym kandydatem w wyborach na prezesa, dostał 193 głosy ze 198, a delegaci wyrywali się na mównicę, by pochwalić pięć lat jego dotychczasowych rządów.
Podczas pierwszej kadencji Listkiewicza związkowe konta puchły, reprezentacja po 16 latach przerwy wróciła na mundial, a słowo „fryzjer” kojarzyło się wciąż ze ścinaniem włosów, a nie ustawianiem meczów. Ale ten zjazd z grudnia 2004 był ostatnim, gdy „działacz PZPN” to brzmiało dumnie.
Od pożaru do pożaru
Pół roku później policja zajrzała do koła zapasowego sędziego Antoniego F., potem na szczerość zebrało się Piotrowi Dziurowiczowi, ruszyła trwająca do dziś akcja wyłapywania czarnych owiec. Były dwie wojny futbolowe, trzech kuratorów, zawołanie „j... ać PZPN” wrosło w krajobraz meczów reprezentacji na równi z hymnem...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)
