Czarna perła piosenki XX wieku
Dionne Warwick w Środę wystąpi w Warszawie. – Moje koncerty są biografią. Śpiewając, opowiadam prawdę o sobie – anonsuje swoje recitale znakomita wokalistka
40 lat temu magazyn „Time” nie mógł się jej nachwalić. W 1967 r. artykuł z okładki zaczynał się tak: „– Chciałabym, żeby ktoś mi powiedział, gdzie jest moje miejsce – lamentuje 26-letnia Dionne Warwick. Nic prostszego. Jest ona najlepszą występującą dziś wokalistką popu, jazzu, gospel i rhythm and bluesa. Przez lata takie artystki wrzucano do worka muzyki murzyńskiej. Teraz amerykańska widownia odkryła Dionne Warwick, Arethę Franklin i Lou Rowlesa i powitała ich na szczycie list przebojów”.
Elvis Costello: „Warwick ma dwa wielkie atuty – niespotykaną skalę głosu i kontrolę nad nim”
Kłopot z przypisaniem Warwick do konkretnego gatunku polega na tym, że doskonale łączy wszystkie. Jej talent mógł rozbłysnąć jedynie pomiędzy erą Presleya a fenomenem The Beatles. Rhythm and blues opuścił getto muzyki rasowej i przebił się do ogólnoamerykańskich notowań. Czarnoskórzy twórcy byli na topie aż do rockandrollowej manii. Warwick dobrze wykorzystała te lata, oferując połączenie pięknego śpiewu z wymagającymi kompozycjami. Jej współpraca ze słynnym duetem Burt Bacharach – Hal David cieszyła się ogromną popularnością. Tylko Aretha Franklin miała w USA więcej przebojów.
Na początek Warwick nagrała „Don’t Make Me over”, co znaczy: „Nie manipuluj mną”. Wykrzyczała to zdanie Bacharachowi, gdy próbował ją zmusić do śpiewania wbrew sobie. Tak zaczęło...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta