Jeszcze za wcześnie na kolejną bitwę o handel
Sieci handlowe coraz mocniej naciskają na dostawców, aby ci zmniejszali ceny. Producenci zwłaszcza żywności protestują, bo, jak twierdzą, działają na granicy opłacalności, a handlowcy cały czas mają bardzo wysokie, bo nawet 50-proc. marże. W sukurs chce im przyjść resort rolnictwa, które rozważa, czy przepisami nie ograniczyć zysków sieci.
Takiego rozwoju wydarzeń należało się spodziewać. Dopóki gospodarka rosła, stosunki między handlowcami a producentami układały się jeszcze jako tako. Teraz – w obliczu spowolnienia – wszyscy robią się bardziej nerwowi i skłonni stawiać sprawę na ostrzu noża. Tylko czy uzasadnia to interwencję rządu?
Odpowiedź jeszcze kilka miesięcy temu byłaby oczywista i negatywna. Ale kryzys zmienia optykę – skoro już nawet w USA wprowadza się ustawę kominową, to widać, że wolnorynkowy dogmat jest bardzo poważnie zakwestionowany.
Mimo to administracyjne regulowanie poziomu zysku firm wydaje się ostatecznością. Jeżeli sieci mają aż tak wysokie marże, można mieć wątpliwości, czy działają one w warunkach wolnej konkurencji. Ale odpowiedź na to pytanie należy do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, a nie resortu rolnictwa.