Gram dla Milesa
Michał Urbaniak, muzyk jazzowy, kompozytor
RZ: Jednocześnie ukazały się dwa pana albumy: nowy „Miles of Blue” i wznowienie „Fusion III” z lat 70. To jedna z tych płyt, od których zacząłem słuchać jazzu.
Michał Urbaniak: Cieszę się, że wreszcie udało mi się wykupić prawa do niej. Mam w Nowym Jorku firmę, która stara się odzyskać moje nagrania z tamtych lat i po kolei będę je wydawał.
Tytuł „Miles of Blue” jest wieloznaczny. Jak pan go rozumie?
To retrospekcja mojej twórczości, wspomnienia związane z Milesem Davisem i mój hołd dla Szefa – tak nazywają go do dziś czarni muzycy. Po fascynacji Armstrongiem Miles stał się dla mnie wzorem artysty, a także stylu życia.
Kiedy pierwszy raz usłyszał pan muzykę Davisa?
Miałem kilkanaście lat. Kolega ze szkoły dostał od brata z Anglii składankę Milesa, kilka utworów filmowych i kilka z sesji „Kind of Blue”. Wiedział, że ja mam świetną płytę Armstronga, i zaproponował mi zamianę. Nie znałem wtedy nagrań Davisa. Coś obiło mi się o uszy, kiedy słuchałem audycji Willisa Conovera w Głosie Ameryki, ale kiedy posłuchałem płyty, od razu wpadłem w świat Milesa. Wiedziałem, że to jest to. Wyczekiwałem każdej następnej, śledziłem wiadomości o nim. Ponieważ byliśmy odcięci od świata, informacje były skąpe i wyrywkowe. Wydawało mi się, że jest strasznym skurczybykiem. Potem zrozumiałem, że zachowując się arogancko, chce się odizolować od świata. Żeby...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta