Węgier mądry po szkodzie. A Polak?
dr Andrzej Rzońca - To ostatni moment na reformę finansów nad Wisłą – pisze wiceprezes Forum Obywatelskiego Rozwoju
Deficyt budżetu, czyli wydatki niemające pokrycia w dochodach, ma wynieść w 2010 r. ponad 52 mld zł. Kwota ta nie uwzględnia 15 mld zł wydatków na projekty unijne, które Unia zwróci budżetowi w kolejnych latach. Do tego dochodzą koszty reformy emerytalnej (ponad 22 mld zł), których nadal nie wlicza się do deficytu. Rzeczywista dziura w budżecie wyniesie aż 90 mld zł. Tylko nieco ponad 9 mld zł zostanie pokrytych przychodami z prywatyzacji. Pozostałą część – 82 mld – budżet będzie musiał pożyczyć.
Każdy deficyt budżetu kosztuje
Deficyt, po pierwsze, oznacza wyższe podatki w przyszłości. Po drugie, zwiększa dług publiczny, od którego odsetki wypychają wydatki państwa np. na budowę i remonty dróg, bo koszty polityczne ich ograniczania są niższe niż odbierania przywilejów socjalnych. Po trzecie, ułatwia przechwytywanie publicznych pieniędzy grupom, które potrafią zadbać o własny interes kosztem reszty społeczeństwa. Po czwarte, pogłębia nierówności w dochodach między bogatymi a biednymi, gdyż odsetki od długu publicznego zaciągniętego przez państwo na pokrycie deficytu trafiają – co oczywiste – wyłącznie do osób, które pożyczyły swoje pieniądze państwu, a więc zazwyczaj do osób zamożnych. Natomiast podatki, które państwo ściąga na opłacenie odsetek od długu, obciążają wszystkich – w tym najbiedniejszych. Po piąte, pochłania...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta