Rozminuj swoją stolicę
Mieszkańcy Warszawy, którzy przeżyli okupację, a szczególnie Powstanie, przeszli niezłą szkołę saperską. Po wojnie, gdy znajdowali amunicję, bez strachu odkładali ją na bok. Tylko dzieci nie można było upilnować...
Drugiego roku niepodległości, 19 października, „Express Wieczorny” informował o znalezieniu na terenie Dworca Głównego dwumetrowej bomby lotniczej, mającej trzy detonatory. „Wobec skomplikowanego systemu zapalników na miejsce wezwano specjalistę ogniomistrza”. Z wiadomości tej wynika, że gdyby był to zwykły pocisk, to robotnicy bez większych problemów usunęliby go. Bo tak się właśnie wtedy działo. Niewybuchy oraz porzuconą amunicję zabierano z terenu budowy i kładziono obok. A gdy zebrała się niezła górka, wzywano saperów, którzy to wszystko zabierali.
Dziś byle granat wywołuje strach; ewakuuje się okoliczne budynki, a media podają, że „cudem tylko nie doszło do tragedii”. Widać, że od zakończenia wojny dzieli nas już 65 lat.
Komu pocisk?
Kiedy usunięto pola minowe i rozbrojono wielkie ładunki-pułapki założone przez Niemców, w stolicy pozostały dziesiątki tysięcy innej amunicji. Najczęściej niewybuchów, czyli wystrzelonych pocisków, które upadły na ziemię, ale nie eksplodowały. Były też składy amunicji przygotowanej do wystrzelenia, lecz z różnych powodów niewykorzystanej, a potem porzuconej. 10 maja 1945 roku, a więc dzień po zakończeniu wojny, „Życie Warszawy” doniosło, że przy Podskarbińskiej leżą stosy naboi armatnich. „Z nastaniem wiosny (...) chłopcy na pobliskich łąkach porozwlekali pociski na wszystkie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta