Nazywam się Jacek Kontrolny
Łowców dopingu jest w Polsce około 40. Za budżetową pensję jeżdżą po kraju i zbierają od sportowców pojemniki z moczem, próbki A i B. To oni, pierwsza linia walki z niedozwolonym wspomaganiem
Podstawowe kryterium zatrudnienia to dyspozycyjność. Jadą zawsze tam, gdzie każe Komisja do Zwalczania Dopingu w Polsce, i muszą brać pod uwagę, że termin powrotu do domu może się przesunąć, bo pęcherze nie zawsze słuchają sportowców.
W sprawie ich wykształcenia nie zgłasza się przesadnych wymagań, komisji bardziej zależy na odpowiednich cechach charakteru: umiejętności budzenia zaufania, tworzenia dobrych relacji z kontrolowaną osobą i kulturze osobistej. Tak się składa, że większość ma jednak dyplomy ukończenia AWF lub Akademii Medycznej. To zwykle byli sportowcy, już po wyczynowym etapie kariery, jest także spora grupa lekarzy – to podstawowe środowisko. Parytet nie jest potrzebny. Jak w sporcie, tak w kontroli jest mniej więcej tyle samo kobiet, co mężczyzn.
W oficjalnej nomenklaturze to oficerowie antydopingowi. Rdzeń stanowi 35 osób współpracujących z komisją na stałe. Pozostali to aplikanci, bo fluktuacja kadr, choć niewielka, jednak jest. Komisja do Zwalczania Dopingu miała dla nich w 2009 roku 407 wyjazdów służbowych, w czasie których pobrali dokładnie 2644 podwojone próbki moczu – 1383 podczas zawodów oraz 1261 poza miejscem rywalizacji.
Ktoś powie, że mało, bo w samym Vancouver od 4 lutego do finału igrzysk zaplanowano 2300 testów moczu i krwi, ale w Polsce na więcej nas nie stać. Nas, bo kontrolerzy jeżdżą za nasze. Komisja do Zwalczania Dopingu w...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta