Ciało w architekturze
Czy nasze domy będą bardziej sexy? O współczesnych projektach, które chce się nie tylko oglądać, ale też wąchać i dotykać, Mai Mozdze-Góreckiej opowiada Lidia Klein, historyk sztuki
Rz: Co wspólnego mogą mieć ciepłe ciało i zimna architektura?
Lidia Klein: Wbrew pozorom wiele i to nie tylko współcześnie. Witruwiusz, pierwszy teoretyk architektury, wyprowadzał proporcje budynku z proporcji męskiego ciała – na przykład długości jego rąk, odległości między głową a pępkiem. Te związki sięgają więc samych początków architektury i długo są jedną z jej podstaw. Dwudziestowiecznym odpowiednikiem człowieka witruwiańskiego jest tzw. Modulor Le Corbusiera. Te koncepcje oczywiście się różnią. Ale zasadnicza idea jest ta sama: ciało jest podstawą dla architektury. Choć – na co warto zwrócić uwagę – w obu przypadkach są to ciała wyidealizowane, wymyślone. Żadne nigdy nie istniało poza sferą wyobraźni.
Coś, co nie istnieje, to chyba słaby fundament dla architekta?
Dostrzeżono to w zasadzie dopiero w latach 80. XX w. Architekt Peter Eisenman pisał wtedy, że przez całe stulecia architektura opierała się na różnych fikcjach.
Jedną z nich było właśnie wyprowadzanie architektury od ludzkiego ciała.
Dla Eisenmana taka architektura jest wyrazem błędnego, antropocentrycznego spojrzenia na świat. Swój osąd ściśle przekłada na praktykę architektoniczną: jego projekty są świadomie nieprzyjazne i niefunkcjonalne. Np. w jego budynku Wexner Center trudno się poruszać. Półki w bibliotece są tak zrobione, że nie wszystkie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta