Wysokie loty bielika
Siedem bielików naraz. Mało kto miał okazję zobaczyć taki widok. Przyrodnik Maciej Tracz znalazł się wśród tych szczęśliwców
Nawet tu, na Pomorzu Zachodnim, w polskiej kolebce bielika, bliskie spotkanie z tym panem przestworzy nie zdarza się często. A na tych ziemiach w czasach, gdy ten gatunek skrzydlatego drapieżnika już spisywano na straty, zawsze utrzymywało się liczące 20 – 30 sztuk społeczeństwo tych ptaków. Prawie cała ówczesna polska populacja. Zagrożona, bo ptaki tępiono jako latające szkodniki. W XIX wieku zdarzało się, że rocznie odstrzeliwano po kilkadziesiąt osobników.
Nie kulą go, to pestycydem
Maciej i jego żona Magda ochroną bielików zajęli się, gdy podlegał on już, jak zresztą wszystkie gatunki ptaków drapieżnych, całkowitej ochronie. Chcieli, by widok orła krążącego nad Pojezierzem Ińskim i Lasami Wałeckimi stał się codziennością, podobnie jak od pewnego czasu są nią tutaj okrzyki żurawi i stada żubrów przesuwających się wśród morenowych wzgórz.
Gdy w 1952 roku minister leśnictwa wydał rozporządzenie o uznaniu tego gatunku za chroniony, prawie równocześnie pojawił się wróg chyba najgroźniejszy, bo podstępny: pestycydy. Te trucizny używane do ochrony upraw znalazły się w organizmach wielu gryzoni, a następnie w tkankach polujących na nie drapieżników. Dla drapieżników skrzydlatych okazało się to zgubne – samice składały jaja o zbyt cienkich i słabych skorupach, które pękały podczas wysiadywania lub nie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta