Tajemnica upadających budów
Źle napisane umowy podpisują nieodpowiedzialni wykonawcy. I beztrosko ich nie dotrzymują – wykazuje Agnieszka Lisak.
Zlecający roboty budowlane nieraz skarżą się na wykonawców, że niesolidni, że upadają, że w najmniej odpowiednim momencie porzucają plac budowy... A mnie to nie dziwi. Nieraz dane mi było poprawiać umowy o roboty budowlane. I powiem krótko: to literatura grozy z elementem horroru.
Nie ma negocjacji, jest zamawiający
W czasie studiów uczono mnie, że fundamentalną zasadą prawa cywilnego jest swoboda zawierania umów, która wyraża się w tym, że strony mogą kształtować treść porozumienia wedle własnego uznania, tak aby wykonanie zobowiązań odpowiadało ich interesom. Po skończeniu studiów przekonałam się, że uniwersytecka teoria rzadko nadąża za rzeczywistością. Najlepszym tego przykładem są właśnie umowy o roboty budowlane. Przy tych naprawdę dużych nie ma żadnych, czy też prawie żadnych, negocjacji. Jest za to zamawiający, który, mówiąc brutalnie, „daje zarobić" i tym samym uważa, że ma prawo jednostronnie narzucać warunki kontraktu. Jeżeli komuś nie odpowiada jego treść, może nie stawać do przetargu. Z tego też powodu w umowach takich znaleźć można sporo zapisów dalekich od zasady...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta