Sięgnąć po dary natury
Mały chłopiec, który towarzyszył babci w zbieraniu ziół, jest dziś europejskim potentatem ich produkcji i eksportu.
Kiedy mały Mirek Angielczyk wstawał o świcie, by towarzyszyć babci Józefinie w wyprawach do lasu, dziwiła się cała wieś. Bo jak to tak? Chłopiec? W dodatku kilkuletni? Ale kilkuletni to pół biedy. Mirkowi nie przeszło i robił to także dziesięć lat później. Pod koniec podstawówki sam zbierał zioła w lesie i woził je do oddalonego o 40 km punktu skupu. A potem, wieczorami, konfrontował znaleziska z podręcznikami do botaniki. Interesowały go nazwy łacińskie, cykle rozwojowe i dalecy kuzyni roślin żyjący na innych kontynentach.
Moda na ziołolecznictwo
Nietypowa pasja zaowocowała wygraną w olimpiadzie biologicznej i wstępem bez egzaminu na studia w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. Również tam wyróżniał się wiedzą o roślinach. Wykładowcy chcieli go nawet zatrzymać na uczelni, ale Mirosław Angielczyk postanowił wrócić do rodzinnej wsi Koryciny w powiecie siemiatyckim.
Już podczas studiów zauważył, że ziołolecznictwo, które dla mieszkańców jego rodzinnych stron było nie tylko 250-letnią tradycją, ale nierzadko koniecznością, zdobywa popularność w mieście. W grzmotnik, pokrzywę czy rumianek z Podlasia zdarzało mu się zaopatrywać dwa stołeczne sklepy z ziołami. Był ich najlepszym dostawcą, jeśli akurat wybuchła moda...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta