Historia pewnego demona
Bliższe jest mi pojęcie tak zwanej choroby transowo- -dysocjacyjnej niż opętania, ale starałem się w książce zestawić dwie postawy – mówi Marek Krajewski o swojej nowej powieści „Głos z piekła”.
W pana najnowszej książce „Głos z piekła” jesteśmy świadkami comebacku bohatera z dwóch najwcześniejszych tomów cyklu o Breslau i Mocku. Skąd taki pomysł?
Jest takie pojęcie w kulturze popularnej jak spin-off. To stworzenie nowej fabuły z udziałem bohatera, który już wystąpił w serialu. Takim spin-offem jest serial „Better Call Saul”, poszerzający uniwersum „Breaking Bad”. Ponieważ mieszczę się w nurcie literatury popularnej, również zdecydowałem się na spin-off. Tak jak pan mówi, w książce „Głos z piekła” pojawia się bohater, który wystąpił w pierwszej mojej powieści oraz epizodycznie w drugiej. Ja już się z nim pożegnałem, choć po „Śmierci w Breslau” czytelnicy mnie pytali, czy Herbert Anwaldt, bo o nim mowa, wystąpi jeszcze kiedyś w moich książkach. Mówiłem, że raczej nie widzę miejsca dla niego. Ale teraz to miejsce dostrzegłem i uznałem, że warto obsadzić mojego bohatera w nowej roli. Nie jest policjantem, tylko studentem psychiatrii. Wszystkich tych, którzy lubią Eberharda Mocka, którzy tego bohatera cenią, pragnę zapewnić, że w „Głosie z piekła” Mock się pojawia – w roli drugoplanowej, ale bardzo ważnej fabularnie.
Jest szarą eminencją. Gdyby nie on – Anwaldta nie byłoby w tej części.
To prawda. Bez Mocka Anwaldt by sobie nie poradził. Śledztwo prowadzone przez psychiatrę – to bardzo trudne wyzwanie. Przecież...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)
