Premier Tusk nie wie, o czym mówi
„Jeśli chodzi o ustawę medialną, nie budzi moich szczególnych emocji, nie zajmuję się tą sprawą” – stwierdził w rozmowie z sobotnią „GW” premier Donald Tusk. I dodał: „Nikt mi nie wmówi, że losy kraju i wolności słowa zależą od tego, czy Urbańskiego zastąpi Kowalski i czy w »Rzeczpospolitej« Iksińskiego Igrekowski. Na pewno ustawę medialną warto zmienić, ale nie jest tak, żebym się tym jakoś szczególnie ekscytował”.
I dobrze, pomyślałem, czytając te słowa, nadmiar ekscytacji mógłby premierowi zaszkodzić. Tym bardziej że Tuskowe emocje, nawet nieszczególne, wynikają z braku wiedzy.
Otóż nie ma żadnego związku między zmianą ustawy medialnej a obsadą kierownictwa „Rzeczpospolitej”. „Rzeczpospolita” to nie medium publiczne, ale gazeta wydawana przez spółkę z większościowym (51-procentowym) udziałem prywatnego kapitału zagranicznego i mniejszościowym (49-procentowym) udziałem przedsiębiorstwa kontrolowanego przez Skarb Państwa. O tym, kto nią kieruje, nie decyduje ustawa medialna, ale umowa spółki.
Albo premier zatem nie wie, o czym mówi, albo całkowicie lekceważy własnościową strukturę gazety i jej prywatnego współwłaściciela. Sam nie wiem, co gorsze.