Olimpiada nie na Marsie
„Jest jesień 2012 r. Posiedzenie MKOl. Zostało już tylko dwóch kandydatów do zorganizowania letnich igrzysk w 2020. Warszawa i…”. To brzmi jak scenariusz filmu science fiction. Ale nie dla wszystkich. Rozmawiamy o szansach stolicy na organizację święta sportu.
ŻW: Czy jest pan z Marsa?
Andrzej Person: Pochodzę z Włocławka. Chodzi wam pewnie o ten artykuł w jednym z tygodników.
Dziwi się pan? Rzucił pan hasło zorganizowania letnich igrzysk olimpijskich w Warszawie.
Ja mogę robić za wariata i się tym nie przejmuję. Wiem, co mówię. Brałem udział w promocji Zakopanego jako kandydata na zimowe igrzyska. Tam wcale dużo nie przegraliśmy. Wracając do Warszawy, to zdecydowanie uważam, że olimpiada w stolicy jest możliwa. Prezydent Starzyński już w 1937 r. stwierdził, że można taką imprezę zorganizować. I to nie był żart, bo mówił to podczas posiedzenia Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Zapowiedział, że w 1944 r. igrzyska będą nad Wisłą. Gdyby nie było wojny, to przypuszczam, że by mu się udało. Jeśli można było robić igrzyska po tylu latach zaborów, to teraz tym bardziej. Choć może jest trochę trudniej...
Dlaczego?
Nie podjęto tego tematu na początku lat 90 XX w. Wtedy grupa profesora Zabłockiego rzuciła pomysł tzw. Wiklinowej Olimpiady, która miałaby się odbyć wzdłuż Wisły. Od Siekierek do Wilanowa jest tyle miejsca, że wszystkie obiekty sportowe by się tam bez problemu zmieściły. Niestety, przez ostatnich kilkanaście lat część tych miejsc już została zabudowana.
Nie do wiary! Więc igrzyska w 2020 jednak prędzej na Marsie?
Możecie się...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta