Ochotników do polskiej armii jak na lekarstwo
MON zbyt optymistycznie podchodzi do naboru do zawodowej armii. Już teraz w wojsku brakuje 12 tys. żołnierzy zawodowych, a w najbliższych latach chętnych będzie ubywać – pisze szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego
W pełni popieram ideę profesjonalnej armii, bo jako nowoczesny kraj musimy mieć wojsko potrafiące elastyczniej niż dotychczas reagować na współczesne zagrożenia. Nad jej elementami pracowano od kilku lat. Wybrane jednostki wojskowe zaczęto uzawodawiać w 2005 r. Jednak to dopiero prezydent Lech Kaczyński jesienią 2006 r. zapowiedział pełne uzawodowienie Sił Zbrojnych RP. W MON przystąpiono wtedy do intensywnych prac koncepcyjnych.
Jako zwolennik profesjonalizacji nie mogę być optymistycznie nastawiony do obecnie forsowanego, gwałtownego przyspieszenia tego programu. Zbiegł się on bowiem z brakiem rzetelnego harmonogramu działań, solidnego wyliczenia kosztów, wskazania źródeł finansowania oraz systemu zachęt dla ochotników chcących założyć mundur.
Problemy z matematyką
Najprostszy przykład. We wtorek 5 sierpnia 2008 r., zajrzałem na stronę internetową MON. Z „informacji o docelowej strukturze osobowej armii po zakończeniu profesjonalizacji” wynika, iż „jako podstawowe założenia przyjęta została liczebność SZ RP na poziomie 150 tys., w tym 30 tys. na potrzeby Narodowych Sił Rezerwowych (NSR). Zakłada się, że dla oficerów przeznaczonych będzie ogółem 27 tys. stanowisk, dla podoficerów 49 tys. stanowisk, dla szeregowych zawodowych 17 tys. stanowisk. Dla ochotniczej służby kontraktowej przewiduje się do 7 tys. stanowisk”.Jakkolwiek dodawać planowane etaty,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta