Masakra plastikowych komandosów
W czasach kryzysu Hollywood odkryło żyłę złota – filmy inspirowane popularnymi seriami zabawek
Są elitą elit. Amerykański rząd wysyła ich na najtrudniejsze misje, a wyszkolenia i sprzętu mogą im pozazdrościć służby specjalne z całego świata – od brytyjskiego SAS po polski GROM. Nikt nie przeszedł tak piekielnego treningu. Z pewnością również nikt poza nimi nie ma odpornych na ciosy płynnych zbroi, skafandrów przyspieszających Delta-6, które są w stanie dogonić każdy pojazd mechaniczny, ani kombinezonów kamuflujących. Nikt, tylko G.I. JOE. To skrót od Global Integrated Joint Operating Entity, co można przetłumaczyć: Globalnie Zintegrowana Jednostka Operacyjna.
Do kin wchodzi właśnie hollywoodzka superprodukcja o należących do niej komandosach. W „G.I. JOE: Czas Kobry” Stephena Sommersa można poznać historię oddziału i prześledzić jego walkę z organizacją terrorystyczną Kobra wykorzystującą nanotechnologię do produkcji głowic bojowych. Fabuła nie będzie jednak paradokumentalną relacją z działań tajnych służb USA, ale widowiskiem dla nastolatków spragnionych kina akcji. Jego realizację zainspirowała seria zabawek, a nie fakty.
Wojna na dywanie
W rzeczywistości G.I. JOE nie są żołnierzami z krwi i kości – choć na ekranie zagrają ich aktorzy. To plastikowe figurki militarne, które w połowie lat 60. wyprodukowała firma Hasbro. Od tego czasu bawią się nimi miliony dzieci. Fanem G.I. JOE był m.in. mały Quentin Tarantino. Każdy obejrzany w kinie film...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta