Używamy plików cookies, by ułatwić korzystanie z naszych serwisów.
Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były zapisywane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki.

Szukaj w:
[x]
Prawo
[x]
Ekonomia i biznes
[x]
Informacje i opinie
ZAAWANSOWANE

Spieszczony na dzień dobry

21 października 2009 | Styl życia | Monika Małkowska
autor zdjęcia: Tomasz Wawer
źródło: Rzeczpospolita

Zdrabnianie imion, „tykanie”, traktowanie jak kumpli ludzi, których widzi się po raz pierwszy, staje się u nas normą

Skąd ta fraternizacja? Wiele zależy od kręgu kulturowego. Rejony frankofońskie nie mają skłonności do spieszczania imion. Używa się pełnego brzmienia. Jeśli ktoś nosi dwa imiona, obydwa padają w dostojnej całości: Jean-Francois, Anne-Marie itd. Podobnie Skandynawowie.

Krótko, ale po męsku

Wyraźną inklinację do skracania imion mają narody posługujące się językiem angielskim. Racja, wygodniej wymawiać jednosylabowce. Jednak anglosaskie Tom, Bill, Will, Phil, Ted brzmią mocno, po męsku. Bardziej miękkie wersje – Tommy, Billy, Willy – zarezerwowane są dla dzieci lub bliskich. Kobiece imiona w skróconych wersjach także nie trącą infantylizacją. Liz, Meg, Fran to skróty odpowiednie dla dorosłych.

W języku polskim jest kłopot. Często krótsza wersja równa się zdrobnieniu. Tomasz zamienia się w Tomka, Jarosław w Jarka, Edmund w Mundka. Jeszcze gorzej z imionami kobiecymi. Te krótsze brzmią pieszczotliwie. Kojarzą się z niedorosłymi dziewczynkami. Poważna Katarzyna staje się milusią Kasią, dostojna Barbara Basią, godna Zofia Zosią.

...

Dostęp do treści Archiwum.rp.pl jest płatny.

Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.

Ponad milion tekstów w jednym miejscu.

Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"

Zamów
Unikalna oferta
Brak okładki

Wydanie: 8453

Spis treści
Zamów abonament