Jak rozpętałem II wojnę światową w ZSRR
Z Marianem Kociniakiem rozmawia Jacek Cieślak
Rz: Jest pan z rocznika 1936. Pamięta pan przedwojenną Warszawę?
Jestem młody chłopak wychowany na Dolnym Mokotowie! Mieszkałem przy Łazienkach, na Bończy, ulicy, której dziś nie ma. W okolicy było sporo mętów społecznych. Panowała straszna bieda. Nieprawdopodobna! Ojciec kupował tytoń i gilzy, robił papierochy, a ja je sprzedawałem. Jeszcze przed okupacją. Biegałem po ulicy i krzyczałem: „Papierosy swej roboty! Papierosy! Papierosy!”. To były zaczątki mojego aktorstwa. Na Bończy mieszkaliśmy do spalenia domu.
Jak to się stało?
Jak to jak?! Był 1944, Niemcy szli z miotaczami ognia i palili całą ulicę. Uciekaliśmy w kierunku Pyr. Tam ojciec umieścił nas w starej cegielni, na słomie. Tak przetrwaliśmy do końca okupacji.
Czy przedwojenna bieda sprawiła, że pana rodzina łatwiej przyjmowała rzeczywistość PRL?
Mój ojciec całe życie słuchał Londynu i Radia Wolna Europa. Od dziecka byłem wychowywany w duchu antykomunistycznym. Nie cierpieliśmy czerwonego koloru od początku. Ojciec przejął to od dziadka, ja od ojca. Dlatego czasy powojenne były dla nas ciężkie. Ci, którzy należeli do ZMP, lepiej sobie radzili. Mieli wyższe stypendia.
Pan nie należał.
Nie należałem.
W licznym był pan gronie?
Na roku można było nas policzyć na palcach jednej ręki. Na szczęście dostałem pokój w akademiku Dziekanka. Kiedy...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta