Jeff Bridges Bardzo zwyczajny, przegrany Amerykanin
Pięć miesięcy temu skończył 60 lat. Ale nie naciąga zmarszczek u chirurga plastycznego jak Michael Douglas, nie rzuca się z pięściami na paparazzich, rzadko udziela wywiadów. A przy tym jest cholernie dobrym aktorem
Trudno dziś robić karierę w show-biznesie bez promocji w kolorowych pismach, chodzenia po czerwonych dywanach, pokazywania się w modnych klubach. Ta sama żona od 35 lat? Trzy dorosłe córki, które nie prowadzą po pijanemu samochodu i nie romansują z kolegami ojca? Nuda. Jeff Bridges musi się bronić swoimi rolami. A jakoś tak jest, że przez lata był wykonawcą cenionym, ale nie rozpieszczanym nagrodami.
– Spieprzacie mi wizerunek niedocenianego aktora – zażartował, odbierając Złoty Glob za rolę w „Szalonym sercu”. Miesiąc później dostał swojego pierwszego Oscara. Był przedtem do tej nagrody nominowany czterokrotnie i zawsze wychodził z ceremonii bez statuetki. Jak mówi, przyzwyczaił się do przegrywania. Skromny film debiutanta Scotta Coopera niespodziewanie wszystko zmienił.
Szkoda go do wypożyczalni
A pomyśleć, że gdy zaproponowano mu rolę w „Szalonym sercu” – odmówił.
– Ja się nie palę do gry – mówi. – Generalnie staram się odrzucać scenariusze. Każdy film to wiele miesięcy spędzonych poza domem. Czasem, jak kończę zdjęcia, mówię sobie: „Nie chcę już tego robić nigdy więcej. Nie chcę mieszkać w hotelach. Nie chcę udawać. Chcę być sobą”. Ale po jakimś czasie zaczynam tęsknić za filmowym planem. Scenariusz „Szalonego serca” nawet mi się spodobał. Po stronie plusów było i to, że mógłbym się spotkać z Robertem Duvallem. Scott...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta