Kiedy Leszek umarł
Gdyby prezydent żył, nie pozwoliłby wprawdzie Jarosławowi wypchnąć „muzealników” z partii, ale też postawiłby weto wobec krytycznych wypowiedzi pod adresem brata
W tej opowieści nie ma i nie będzie początku, choć koniec obserwujemy na żywo. W tych właśnie dniach spora i ważna dla życia publicznego kraju grupa młodych (jak na świat polityki) ludzi, związanych przez ostatnie lata z prezydentem Lechem Kaczyńskim, opuszcza w atmosferze ostrego konfliktu partię jego brata bliźniaka – Prawo i Sprawiedliwość. To tak zwani muzealnicy – twórcy Muzeum Powstania Warszawskiego i środowisko „Teologii Politycznej”: Jan Ołdakowski, Paweł Kowal, Dariusz Gawin, Lena Dąbkowska-Cichocka, Dariusz Karłowicz, Marek Cichocki i inni. Zaczynali z prezydentem Kaczyńskim w ratuszu, w czasie jego prezydentury zachowując z nim bliskie więzi, formalne lub nie.
Ale nie rozłam polityczny jest tu najważniejszy. Bo odchodząc, próbują zabrać ze sobą choć część tego, co nazywają dziedzictwem zmarłego tragicznie w katastrofie smoleńskiej prezydenta. A więc wrażliwość społeczną, państwowy instynkt, jasną wizję polityki wschodniej, w której Polska jest liderem regionu i z tego buduje swoją siłę. Protestują przeciw sytuacji w PiS. – Leszkowi by to się nie podobało. Gdyby żył, to wszystko by się nie wydarzyło – mówi twórca Muzeum Powstania Warszawskiego, do niedawna poseł PiS Jan Ołdakowski. I to krótkie zdanie mówi wszystko o nastrojach, w jakich odchodzą z partii.
Prywatyzowanie pamięci o Lechu Kaczyńskim powoduje, że prezydent, jakiego znamy, zwłaszcza ten
...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta