Kliny z tektury
Prezes Polskiego Związku Narciarskiego o dawnych i obecnych Turniejach Czterech Skoczni.
Rzeczpospolita: Kiedy pierwszy raz zobaczył pan na żywo Turniej Czterech Skoczni?
Apoloniusz Tajner: W 1999 roku, kiedy przyjechałem do Oberstdorfu z Adamem Małyszem. Wcześniej bywałem tam z innych okazji z dwuboistami, ale turniej to zupełnie coś innego.
Pamięta pan tamte wrażenia, co było dla was ważne?
To, żeby się nie pogubić. To była dla nas duża impreza, a my przyjechaliśmy w roli kopciuszków. Na wiele człowiek wtedy nie liczył, wiadomo jak było. Objechaliśmy te cztery skocznie jak zwyczajne zawody Pucharu Świata. Z naszego punktu widzenia nic ważnego się wtedy nie stało.
Kibice, nie tylko miejscowi, od lat traktują skoki na przełomie roku jako coś wyjątkowego...
Oczywiście tradycja jest tradycją, ale najbardziej decyduje to, że turniej związany jest z okresem bożonarodzeniowym, potem jest jeszcze sylwester, Nowy Rok, na koniec święto Trzech Króli. Ludzie mają wolne i się relaksują, mając pod bokiem ciekawą rywalizację, zwykle w otoczce pięknej zimy. Zwłaszcza niemieckie konkursy mają tę aurę świąteczności i to dodaje turniejowi wiele uroku.
Jakie są główne różnice między niemiecką i austriacką częścią zawodów?
Organizacja i kuchnia, jak wiemy, są podobne, ja doszukiwałbym się różnic w kibicach. Austriaccy są bardziej rozpuszczeni. Styl ich oglądania...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta