Przejrzyste okna prywatności
22 GRUDNIA 2001: Prawie 9 mln widzów, niewiele mniej niż jedna czwarta całej populacji, wliczając niemowlęta i niedowidzących, oglądało finał pierwszej edycji „Wielkiego Brata", za nic sobie mając zarówno potępienia, jak i przemilczenia. Więcej zatem niż podczas transmisji z powitania papieża.
Na uczestników „Wielkiego Brata" patrzyłem rzadko, ale z ciekawością i sympatią, choć swoje medialne triumfy opłacili drwinami świata kultury. Byli żywą próbką dzisiejszego polskiego społeczeństwa, a nie martwą cyfrą tak zwanych badań opinii. Warto było się im przyglądać – ze względu na właściwości religijne, płciowe, społeczne, regionalne, zawodowe, edukacyjne. Przedmiotem, który najrzadziej zjawiał się w ich dłoniach oraz rozmowach, była książka, kamery natomiast towarzyszyły im nieprzerwanie, a oni zawsze byli do nich uszykowani. Błyszczeli swojskim poczuciem humoru, wskazującym na powinowactwo z panującą poetyką felietonu, a w grze z Wielkim Bratem kultywowali styl plebejski, bliższy raczej Szwejkowi niż Konradowi.
W pierwszych reakcjach na telewizyjne widowisko zdumiewająca była siła odrzucenia. Nie przypominam sobie, aby kiedykolwiek przedtem jakiekolwiek dzieło sztuki, film lub widowisko wzbudziło taką jedność moralno-polityczną. Za dawnego, owszem, reżimu, jedność taką próbowano organizować, puszczając na ekrany, po nużących krętactwach „Człowieka z marmuru" na przykład, ale kończyło się na paru służalczych recenzjach. Uwłaczające właściwie porównanie z tą spontaniczną demonstracją jedności, dającą wyraz serdecznemu oburzeniu oraz intelektualnemu potępieniu, jakie zjednoczyło kapłanów i psychologów, publicystów i pedagogów, radców odpowiedniej...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta