Piłkarskie plantacje
W szkółkach futbolowych w Afryce hoduje się nawet kilkuletnie dzieci w celu sprzedaży do klubów w Europie. Godzą się na to ich rodzice, a właściciele klubów i agenci piłkarscy liczą zyski
Przyjechałem do Francji, gdy miałem 14 lat. Jak wszyscy młodzi Afrykańczycy nie miałem papierów ani żadnych środków do życia. Grałem przez chwilę w Awinionie, a potem pojechałem do siostry do Paryża. Ponieważ nie miałem dokumentów, nie mogłem iść do szkoły ani grać w klubie. Nic nie mogłem robić, więc całymi dniami siedziałem w domu. Pewnego dnia postanowiłem wrócić do Kamerunu. A kilka miesięcy potem, po przejściu testów we francuskim klubie Le Havre, znalazłem się – z papierami i kontraktem w kieszeni – w Realu Madryt”.
To raczej mało znana karta w biografii trzykrotnego piłkarza roku Afryki, napastnika Barcelony Samuela Eto. Eto ujawnił ten epizod sprzed kilkunastu lat w zeszłorocznym wywiadzie dla „Le Monde” przy okazji debaty na temat tysięcy Afrykańczyków, którzy co roku trafiają do Europy, marząc o zawodowej karierze piłkarskiej. Samuelowi Eto się udało, jednak na każdego Eto, Didiera Drogbę z Wybrzeża Kości Słoniowej czy Michaela Essiena z Ghany przypadają tysiące bezdomnych nielegalnych imigrantów i ofiar własnych marzeń o karierze w Europie.
Częściej bruk niż murawa
Brytyjska gazeta „The Observer” ujawniła niedawno działalność sieci piłkarskich szkół dla dzieci na Wybrzeżu Kości Słoniowej kierowanych przez libańskich biznesmenów. Libańczycy, obok Hindusów, od lat dominują w afrykańskim biznesie, jednak do niedawna...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta