Sen w wyjątkowo wolnym tempie
Porównywana z Dianą Krall Norweżka Solveig Slettahjell nie podbiła Warszawy tak jak kiedyś Kanadyjka. Przyjechała z rekomendacji znakomitego pianisty Torda Gustavsena, którego trio miało w stolicy przed tygodniem komplety na trzech koncertach. Tym razem to była jednak zupełnie inna bajka.
Slettahjell, reklamowana jako „wyjątkowy głos poruszający duszę i umysł”, w Fabryce Trzciny wzbudziła uznanie dobrymi warunkami wokalnymi i zmysłowością interpretacji. Ale dusz i umysłów nie zdołała poruszyć. Odwołując się do tak rozległych inspiracji jak Henryk Ibsen, Edward Grieg, Ella Fitzgerald, Nina Simone czy Tom Waits, 37-letnia artystka funkcjonuje na pograniczu smooth jazzu, popu i chilloutu. Szuka wyrazu w stylistycznej manierze umyślnego hamowania tempa. Wraz z Slow Motion Quintet chce w ten sposób – jak twierdzi – dać słuchaczom czas na wsłuchanie się w słowa i dźwięki.
Dzięki za dobre intencje! W praktyce jednak ten zabieg sprawdza się tylko od czasu do czasu, np. w żarliwym ujęciu „Time” Waitsa czy „The Moon” Mortena Qvenilda do słów Emily Dickinson. Częściej nuży usypiającą monotonią.