Kazik, oddaj mi gumkę!
Rozmowa o ofiarach i dręczycielach. Psycholog Elżbieta Zubrzycka mówi o tym, jak najmłodsi mogą się wyćwiczyć, by dawać sobie radę z przemocą
Monika Janusz-Lorkowska: Skąd się biorą dręczyciele?
Elżbieta Zubrzycka: Są nimi dzieci, które przepełnia mnóstwo złych emocji. Poprzez atakowanie innych próbują je z siebie wyrzucić. Przyczyny frustracji są różne. Problemy w domu, zazdrość, żal, że inne dzieci mają coś, czego „dręczyciel” nie ma – wakacje, rower, lepsze oceny. Najczęściej jednak dzieci, które atakują inne dzieci, występują w podwójnej roli. W klasie są dręczycielami, a w innym środowisku, najczęściej domowym – ofiarami. A więc biją dzieci bite, wyśmiewają się z innych dzieci wyśmiewane, krytykują – krytykowane, upokarzają – upokarzane itd.
Nie twierdzę, że wszyscy dręczyciele muszą być źle traktowani przez rodziców. Wystarczy, że dokucza im w domu starsze rodzeństwo. Potem dziecko, gdy znajdzie słabszych od siebie, rozładowuje przykrości w taki sam sposób, w jaki ich doznaje.
Ofiarami są zawsze najsłabsi?
Niekoniecznie. Zwykle są to po prostu dzieci, za którymi nikt nie stoi. Nie słyszałam jeszcze o tym, by ofiarą w klasie był ktoś, kto ma np. brata w starszej klasie.
Ofiarami są często dzieci z dobrych domów, bardzo grzeczne. Nie mają pojęcia, jak odpowiada się na zaczepki, chamskie odzywki, bo nigdy nie miały z nimi do czynienia. W domu były traktowane z szacunkiem. W szkole muszą nauczyć się, jak funkcjonować wśród osób...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta