Nokle, brejtlingi i Witkacy
Od dawna lubię zegarki z dużą tarczą. Są takie męskie i solidne, a i cyfry widać wyraźniej bez okularów. Mój brejtling skusił mnie właśnie tymi cechami.
Ciężki i masywny na tyle, by obudzić każdą mijaną bramkę bezpieczeństwa. Lubię przeprowadzać prosty eksperyment. Pokazuję go kolegom jako nowy nabytek. A że znają mnie jako człowieka skromnego, tym większe jest ich zdziwienie: po co ci taki drogi sprzęt? Błysk zazdrości w oku lanserów– bezcenny. Mój czasomierz nie był drogi. Nie kupiłem go w bramie od pasera, ale w mieszczącym się w centrum dużego miasta legalnym sklepie z kilkusetletnią tradycją. Kosztował niecałe 50 złotych. Nie wierzą. Chcą zobaczyć rachunek. Nie mogę go im pokazać, a nawet gdybym mógł, to i tak nikt z nich nie odczytałby napisów, bo były po chińsku. Od oryginału odróżnia go jedynie lekko zauważalny skok sekundnika. No ale kto ma czas przyglądać się takiej małej wskazówce? Nikomu nie mówię też o tym, że samonakręcający się mechanizm zegarka zatrzymuje się już po godzinie od zdjęcia...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta